Pożegnanie sezonu


Słoneczny dotyk budzi jeszcze złoto lata w płatkach suchości, liści szeleście, co pod nogami parkowego spacerowicza szepczą o początku jesiennej szarugi. A za chwilę opadnie ostatni strzęp złotordzawej kurtyny, w srebrnych strugach łez nadejdzie ta smutniejsza, bardziej żałosna część roku
. Kończy się kolejny sezon - kres babiego lata.

Dziś jadę jeszcze do Włoch. Wracam za osiem dni. A potem moje szarugowe wakacje okraszone tylko jednym listopadowym wyjazdem do Wilna i zapewne jakimiś sympatycznymi krajówkami. Niedawno wróciłem z Krymu - wspaniała podróż... Ponad dwie doby w kultowym postsowieckim pociągu, w wagonach kupje, pod opieką sympatycznej pani wagonowej, która robiła nam pyszną kawę w szklankach z radzieckimi posrebrzanymi koszyczkami. Nie zapomnę tej podróży. Ciągle miałem skojarzenia z moją książką roku 2008 - Lodem Dukaja. No i rozmarzyłem się o podróży na Syberię. Może pewnego dnia? Nasz sjerjoznyj wagon z piecykiem z otwartym ogniem, gdzie zawsze czekała wrząca woda, z toaletą wyjętą z filmu Dzień świra, gdzie na sedesie są "stopy" do stania i wypinania swoich czterech liter niczym na tzw. "małyszówce"... Po kilku staganczikach nemirowki nasz dom na szynach stawał się naprawdę przytulny. A za oknem szerokie widoki przestronnej Ukrainy: pasma łagodnych wzgórz, dym płonących ognisk, ludzie zbierający z pól ziemniaki, stada gęsi, skromniutkie-biedniutkie wioski, schludne mimo biedy Ukrainy stacje kolejowe... Ech, grust zapycha pierś. Chciałoby się, ach chciało znowu na Ruś, na Ukrainę...

Na Krymie było cudownie. Dobra pogoda, mało turystów. Mijaliśmy się przez kilka dni z królem Szwecji, który właśnie odwiedzał Taurydę. Za opowieść o Krymie niech posłuży te kilka zdjęć...

















Komentarze

  1. Krym to musi być piękne miejsce... przynajmniej tak można wnioskować po Pańskich zdjęciach... Ale Włochy... będąc tam zakochałam się w nich. Uwielbiam ciepły, nadmorski klimat, piękne zachody słońca, przemiłych ludzi... tego miejsca nie dało się nie pokochać.

    A kiedy liście tak szeleszczą pod nogami jest cudnie... szkoda tylko jak trzeba je potem grabić ;)

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, ale pięknie =] Aż jakoś mi się lepiej zrobiło na duszy;-) rewelacyjne zdjęcia - klimatyczne takie ;-) Pozdrowienia z Bochni. Reikhardus
    Mateusz

    OdpowiedzUsuń
  3. "na sedesie są "stopy" do stania i wypinania swoich czterech liter"
    A, to klasyczny tzw. model warszawski. Nie dziwota, wszak warszawa chyba mocno nasiąkła latami caratu.
    Maveru.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz