Co się ze mną działo?


Nie pisałem od miesięcy. Rok 2009 okropnie zaniedbałem jako blogujący. Z jednej strony miałem ten rok niezwykle pracowity, z drugiej najwięcej się obecnie wyzewnętrzniam chyba na Facebooku (mój profil), a najwięcej piszę w pięknie odmienionym graficznie Elendilionie. Wasz dawno niewidziany bloger otarł się latem leciutko o wielki świat polityki (o mały włos pisałbym teraz do Was z Brukseli jako asystent pewnego eurodeputowanego - propozycja ciekawa, ale jednak nie dla mnie, bo za bardzo kocham dom i za bardzo jestem tu potrzebny najbliższym...), został po raz drugi ojcem (szkoda, że tylko chrzestnym ;-), trochę się w życiu osobistym pokiereszował (ale już jest dobrze), rozwijał swoje przyjaźnie i koleżeństwa, musiał wspólnie z innymi "rządzicielami" podjąć pewne niepopularne ale ważne decyzje na forum Elendilich i tak dalej, i tak dalej. Ten rok był jednym z najciekawszych w moim życiu. I choć czas mija mi bardzo szybko, cieszę się, bo mam poczucie, że każdy dzień był ważny, interesujący, piękny. Mam głębokie poczucie, że ciągle coś otrzymuję z Góry. I za to jestem wdzięczny mojemu Panu.

Za oknem księżyc tak pełny jak na lewym pasku blogu (99% całości!), głośniki, które mnie zewsząd otaczają, wysyłają piękną muzykę z najnowszej płyty Gaby Kulki (tej nagranej z Kuczem), w żyłach dziarsko płynie sobie fervex (bo coś mie biere, a w piątek lecę do ogarniętego medialną epidemią Kijowa - będzie relacja z mojej pierwszej od lat osobistej wycieczki) i ogólnie relaksik. Listopad, grudzień, styczeń to u mnie miesiące "wakacyjne". Można się w końcu nacieszyć domem. Pięknie było i we Wszystkich Świętych, i dziś w Zaduszki. Wczorajsze święto minęło mi bardzo wesoło: z dwukrotnymi odwiedzinami na cmentarzu, gdzie spotkałem się z rodzinką - i z tą bydlącą jeszcze na naszym łez padole, i z tą, która opuściła już kręgi świata. Była wspaniała Msza u św. Jadwigi w Szopienicach (z kazaniem ks. Lejty o umieraniu dla życia i o świętości codziennej) i dwie imprezki: u wujka Marka oraz u mnie w domu wieczorem z Gosią, Marzeną i Chrisem. Dziś nostalgiczna wycieczka, na którą zabrałem mamę, po sosnowieckich cmentarzach (żydowskim, protestanckim, prawosławnym i katolickim) i po sosnowieckich zabytkach sprzed 100 lat, gdy miasto było jeszcze oficjalnie zwane Сосновицы i znajdowało się w rosyjskiej Gubernii Piotrkowskiej (reportażyk podałem na Facebooku).

Oj, miło mi się dziś zrobiło po tym, jak Tomek wysłał mi komentarz jednej z moich turystek z wyjazdu do Paryża (w październiku b.r.). Jest taka strona (tego adresu akurat nie podam), na której ludzie anonimowo podają swoje opinie o biurach podróży. Wpisy są anonimowe, konkurencja między biurami wielka, więc można tam znaleźć mnóstwo szkalowania i zła, które potem psuje zwykle początek wycieczki z nową grupą. A tu taki wpis:

Zalety: Extra Pan Ryszard. Miał doskonałą wiedzę i świetny kontakt z grupą. Facet z klasą. Super organizacja, świetni kierowcy o wysokiej kulturze. Bardzo dobry hotel w centrum. Super atmosfera, świetny program, niezapomniane przeżycia.
Wady: Szkoda że tak szybko się skończyło :)
Opinia: Byłam z tym biurem w Paryżu. Cała grupa czytając wcześniejsze opinie była najpierw sceptycznie nastawiona. Miła niespodzianka. Było wspaniale. Mam nadzieję że nasza firma skorzysta jeszcze z tego biura.

Jakby co, biuro nazywa się Abraksas. Pracuję w nim od wielu lat. I polecam...

Komentarze