Lukrecja z limonką




Byliśmy dziś z Meg i grupką przyjaciół (Marzenie, Aniu, Olu, Tomku - dzięki za super-wieczór!) na koncercie w Rondzie Sztuki. Miejsce jest magiczne - środek Katowic, środek najsłynniejszego Ronda w tej części (cząstce?) Galaktyki, widok na kosmiczny Spodek i rozświetlone ulice śląskiej stolicy. I muzyka. Szkoda, że miałem uczucie, jakbym to już gdzieś słyszał. Lukrecja z Kolumbii/Barcelony stworzyła nastrój ale nie zwaliła nas z nóg oryginalnością brzmienia. Energia z limonką w szklance, mało energetycznie w szklanym bąblu Ronda Sztuki. A potem i po tamtem, ruszyliśmy w miasto. Bolid krasny zawiózł nas wpierw do Hipnozy, potem kajś, no niy wiym kaj, bo zapomniałem nazwy, a potem do La Grotty na fantastyczną pizzę. Tak mi się staruchowi porobiło, że ostatnio lubię pizze z kawałkami ryby, więc na talerzu znalazła się Tonno. Gdzieś tam pogłoska niosła, że w Mega Clubie rządzi dziś na jazzowo Richie Kotzen, aleśmy nie skorzystali. Szósteczka nasza radosna zabawiła do zamknięcia restauracji i to z nami dżezy mieli...

Przeżyłem dziś Mszę w kościele Pani Fatimskiej w sosnowieckiej Transmontanii (hehe, ładna nazwa - prawda? - mieszkańcy Zagórza). Zimno dla ciała, ale ciepło dla duszy. I spowiedź była, i akumulatorów naładowanie, i kazanie piękne, i pomysły ciekawe w głowie się zjawiły (biedni konfratrzy św. Brendana! Oczekujcie niedługo nowego tematu!). Rankiem pracowałem nad tekstem o Leeds Tolkiena (efekt tutaj). I tak minął ranek i wieczór dnia pierwszego w świętym tygodniu...

Tylko gdzie ta różowa policja? Gdzie inspektorzy Figo i Fago? Porcelanka będzie niepocieszona...

Komentarze