Mój Prezydent nie żyje



Ta straszna wiadomość dotarła do mnie o 8.40 czasu angielskiego przy stacji metra Hatton Cross, na zachód od Londynu. Chwilę wcześniej przejeżdżałem autokarem koło lotniska Heathrow i mówiłem do towarzyszy podróży jaka ta lotnicza technologia precyzyjna, jaka bezpieczna. Nad Heathrow nieustannie lądują i startują samoloty.

Tam zawiódł jednak najpewniej człowiek. Przyjaciółka napisała w SMS-ie: "Samolot w ktorym prezydent i politycy lecieli do Katynia zahaczyl o drzewo, spadl i sie zapalil. Trwa gaszenie i ratowanie ofiar...". O 10.18 wiedziałem już: "Nikt nie przezyl". Jechaliśmy zwiedzać Londyn, a nowe wiadomości nadchodziły. I ani jedna chwila w gorgeous, fabulous oraz triumphant Londynie nie mogła cieszyć. Cień samolotu TU-154M opadł na ten dzień i na dni następne. Tomek i Klaudia wysyłali mi kolejne nowe informacje o zabitych, Jola wysłała chyba z kilkanaście SMS-ów, relacjonując godzina po godzinie to, co działo się w Polsce. Wieczorem z naszą angielską gospodynią, panią Janette, oglądaliśmy wiadomości BBC. Rozpłakałem się... Kolejnego dnia z innymi Polakami uczciliśmy ofiary tragedii dwiema minutami ciszy i modlitwą (staliśmy na trawniku przed Królewskim Muzeum Morskim w Greenwich, było to o 11.00 czasu angielskiego, czyli o 12.00 polskiego).

Bałem się powrotu do Polski. I słusznie. Chwilę po przyjeździe do domu stałem się wpierw świadkiem, a potem uczestnikiem (o "pokrwawionych" pięściach) internetowej bitwy "o Wawel" na Facebooku. Zalew hipokryzji w mediach (które dopiero co szczuły na Kaczyńskich, a dziś słodzą tak, że rzygać się chce) i te gierki pismaków, z puszczaniem oka do rządnej krwi gawiedzi. Nie do zniesienia. Myślałem, że wszyscy pochylimy się nad tajemnicą śmierci, że ten tydzień minie w ciszy, że winni nienawistnych kampanii upadną na kolana i przeproszą... Złudne nadzieje.

Lech Kaczyński, mój Prezydent, nigdy nie poddał się dyktatowi PR-u. Był facetem z krwi i kości. Wielkim patriotą, który nie dbał o medialny wizerunek. I chyba okazał się bezbronny wobec "partii anty-PiS", w której szeregach prócz polityków, znalazło się tylu stronniczych dziennikarzy, okrutnych internautów i bezmyślnej młodzieży. To, jak niszczono tego człowieka i jego środowisko polityczne nie ma w polskiej polityce precedensu (choć podobnie walono w czerep prezydenta Wałęsę, zanim stał się pupilkiem "salonu"). Musiał tragicznie zginąć, żeby doczekać się trochę szacunku w prasie, telewizji i radiu.

Spotkałem go tylko raz. Zupełnie przypadkowo. Kilka lat temu odwiedzaliśmy z młodzieżą z Mysłowic Wiedeń, Brno oraz Morawski Kras. Media polskie były już bardzo źle nastawione do Lecha Kaczyńskiego, a ja byłem na etapie oglądania TVN24, więc skąd miałem się dowiedzieć o zjeździe prezydentów Europy Środkowo-Wschodniej i Południowo-Wschodniej na zaproszenie Vaclava Klausa? Spacerowaliśmy po ulicach gotyckiego i secesyjnego Brna i nagle okazało się, że na rynku rozpoczyna się przemarsz całej plejady prezydentów. Policja oddzielała nas, przechodniów, od znanych polityków, a oni wyluzowani, uśmiechnięci pozdrawiali ludność Brna i turystów. Nasze dzieciaki, choć za Prezydentem ponoć nie przepadały, podbiegły do kordonu i zaczęły wołać: "Panie prezydencie! Panie prezydencie!", a pan Lech Kaczyński razem z Klausem podszedł do nas i zaczął wypytywać, skąd jesteśmy (z tego zdarzenia zapamiętałem szczególnie uścisk wielkiej, pulchnej i trochę spoconej dłoni Prezydenta Republiki Czeskiej). Gdy nasza młodzież poprosiła o wspólną fotografię, pan Kaczyński wpuścił całą grupkę za linię ochroniarzy i z uśmiechem na opalonej, sympatycznej twarzy zapozował do zdjęcia. Był średniego wzrostu (nie tak, jak na chamskich fotomontażach w necie, gdzie z naszego Prezydenta robiono wtedy karzełka), ale uczennice ostatnich klas gimnazjum przewyższały go i dlatego moment, gdy objęły go i przytuliły zapamiętałem tak sympatycznie. Miły, kulturalny, serdeczny człowiek. Zupełnie inny niż ten sztywniak, którego pokazywano w telewizji.

Dodam jeszcze, że nie wierzę w żaden rosyjski czy tuskowy spisek. Cieszy mnie też nienaganne zachowanie rosyjskich władz (jakże inne od tego, które zawiodło nasze oczekiwania 7 kwietnia). Wybieram się na pogrzeb Pary Prezydenckiej do Krakowa i jestem szczęśliwy, że ci wielcy patrioci pochowani zostaną w krypcie na Wawelu.

Aha, jeszcze jedno. W pierwszej turze głosowałem na Tuska. Wierzyłem wtedy, że i tak powstanie koalicja PO-PiS, a obecny premier wydawał mi się "bardziej reprezentacyjny". W drugiej turze głosowałem już na pana Lecha Kaczyńskiego. Ujęła mnie jego charyzma i wiara we własne ideały. Tusk przegrał w moich oczach tym pozerskim ślubem kościelnym w środku kampanii wyborczej. Żenada...

Na balkonie wisi flaga (czemu na moim, całkiem sporym osiedlu wisi tylko jedna flaga?!), na stole zdjęcie Pary Prezydenckiej w ramce z czarną wstążką. Jutro na antenie auta zawisną biało-czerwono-czarne wstążeczki. Włączam się w tygodniową żałobę... Niech wszyscy polegli w katastrofie lotniczej odnajdą drogę do Pana!

Komentarze

  1. Przepraszam za powtórzenia i brak niektórych przecinków. Pisałem z wielkim trudem. Przybiło mnie to wszystko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pośród słów płynących z duszy i tak nikt nie patrzy na przecinki. Przynajmniej nie ja.
    Trzymaj się w tym wszystkim :hug:

    Morcia

    OdpowiedzUsuń
  3. A u nas na Śląsku - większość ma wywieszone flagi !!! A więc w Zagłębiu - trzeba siać, siać, siać !!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryszardzie. Dziękuję ci za to, co tu napisałeś. Będę pamiętał o tobie dzisiaj (a może już jutro), kiedy znajdę się przy trumnach w Pałacu Prezydenckim. Niestety na pogrzebie nie uda mi się być w Krakowie, ale będę się wtedy szczególnie za nich modlił.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przejadę się dziś po Sosnowcu. Sprawdzę jak to miasto przeżywa tak wielką tragedię. Mogliby chociaż uczcić pamięć swoich SLD-owskich posłów :-(

    OdpowiedzUsuń
  6. Zal ,bol....i bezradnosc
    obysmy cos wyniesli z tej okropnej tragedii
    ania Londyn

    OdpowiedzUsuń
  7. W Sosnowcu wcale niemało flag na balkonach prywatnych mieszkań. Flagi "państwowe" tylko na głównej ulicy 3 maja (koło Dworca PKP). Byłem w Giszowcu u mamy (rdzenny Śląsk, część Katowic) i tam również smutny widok. Niewiele flag...

    Na moim osiedlu pojawiło się kilka flag. Może jeszcze ktoś się obudzi?

    Mam zamiar kupić kilka flag i po prostu je rozdać za darmo ludziom :-(

    OdpowiedzUsuń
  8. Wszystko smutne.Wracaliśmy z zoną z Wybrzeża pociagiem i nawet na budkach dróżników nie było flag okrytych kirem.Ale zbudowani byliśmy obecnością młodych ludzi w Sopocie na AK.55 tam gdzie mieszkali Kaczyńscy.Na moim bloku na Mydlicach na bloku o 100 balkonach oprocz mojego wiszą tylko dwie flagi.Ale,cóż nawet kolega Dolniaka Stachowicz radny sejmiku śląskiego jako wiceprezes Interpromeksu nie potrafił zamknąć targowiska w dniu dzisiejszym w Będzinie.To jest wstyd.Wychodzi "polactwo".Pozdrawiamy Pana Serdecznie...Świderscy

    OdpowiedzUsuń
  9. Serdecznie Państwa pozdrawiam!

    Dzięki mojej akcji na moim bloku wiszą dwie dodatkowe flagi. Po prostu kupiłem i rozdałem flagi. Szkoda, że trzecią po prostu ktoś ukradł z korytarza - wisiała zapakowana w folię na gazetce ściennej z adnotacją, że można zabrać. I istotnie ktoś zabrał - ale nie zawiesił. Mam nadzieję, że nie została zbezczeszczona.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz