Terra Sancta, cz. 2

Kolejna porcja mojej relacji. Przepraszam, że niekiedy jest tak krótko i lakonicznie. Pisałem naprawdę na kolanie, na maleńkiej klawiaturce mojego smartphonu, do tego ograniczony czasem, bo przecież byłem w pracy. Ale mam nadzieję, że moich czytelników zadowoli choćby ta krótka relacja i garść refleksji...

Dzień 3
Sobota, 2 lutego 2008

Nowoczesna bazylika Zwiastowania w Nazarecie; współczesna rzeźba przed bazyliką

Dzień trudny ale bardzo piekny. Trudny, bo i zmeczenie, i nieporozumienie dotyczace zbiorki pieniedzy na wstepy. Piekny, bo podrozowalismy sladami Wcielenia, Przemienienia i pierwszego cudu Pana Jezusa. Po mozolnym budzeniu sie z krotkiego, 3-godzinnego snu, po sniadaniu udalismy sie do Bazyliki Zwiastowania w Nazarecie. Tam po wprowadzeniu w tematyke nazarejska, ktorej dokonal przewodnik, ks. Adam, zaczela sie nasza piekna Msza sw. u wejscia do groty, ktora stala sie 2 tys. lat temu mieszkaniem Miriam, czyli Bogurodzicy. Relikwia jej mieszkania znajduje sie wewnatrz pieknej, nowoczesnej bazyliki. Potem odwiedzilismy kosciol na miejscu domu sw. Jozefa. Romanska swiatynia kryje w swoim wnetrzu antyczne pozotalosci domu meza Maryi. Przekonalismy sie, ze sw. Jozef do narzeczonej nie miał daleko - tylko minute drogi. W koncu nawiedzilismy w Nazarecie tzw. Studnie Maryi - relikt z czasow ewangelicznych wewnatrz pieknej prawoslawnej cerkwi. Moglismy sie napic swietej wody z blogoslawionej studni, do której chodziła ponoć sama Bogurodzica po wodę.

W bazylice skarb - grota, w której było domostwo Maryi (ściany domu są dziś z Loretto we Włoszech); widok na zieloną dolinę galilejską ze szczytu Góry Tabor

Potem nasz kierowca, Maurice, zabral nas autokarem na posilek do przydroznej restauracji przy zydowskim kibucu (doskonale salatki). W końcu dojechalismy pod Gore Tabor w zielonej o tej porze roku Galilei. Na szczyt swietej gory dotarlismy kreta droga czterema taksowkami. Tajemnice Przemienienia przezywalismy w katolickim kosciolku nad biala skala, ktora była swiadkiem Jezusowego cudu. Modlitwa, czytanie Ewangelii, zaduma. Potem ogladanie niezwyklych widokow. Wokół gory, zielona dolina ogladana z wielkiej wysokosci, na jej dnie okragle zielone pola nawadniane przez pracownikow kibucow. Zjazd karkolomna droga i w koncu przejazd do Kany Galilejskiej blisko Nazaretu. W Kanie piekne przezycie. Odnowienie slubow naszych pielgrzymkowych par malzenskich. Ksiadz Jan poblogoslawil, kustosz sanktuarium wydal naszym malzonkom drukowane swiadectwa odnowienia malzenskiej przysiegi. Pamiatkowe fotografie, a potem odwiedziny w sklepie z winem z Kany, z pamiatkami. Wrocilismy do hotelu o 17.30. O 18.00 zaczela sie kolacja: skromna ale pozywna. Na stol wniesiono zupe z soczewicy, kilka salatek, ryz i baranine. Na deser banany i wino ufundowane przez wlasciciela hotelu. Potem, o 19.00 ksiadz Jan zaprosil nas na wspolna modlitwe brewiarzowa i podsumowanie dnia. Kaplan-organizator przypomnial wszystkie swiete miejsca odwiedzone przez nas dzisiaj, znaczenie ewangelicznych zdarzen, których te miejsca były swiadkami oraz nasze przezycia z trzeciego dnia pielgrzymki. W końcu udalismy sie na spoczynek, bo jutro w zwiazku z bogatym programem wstajemy o godzinie 6.00 rano!

Kościół Przemienienia na Górze Tabor; zielona droga na Górę Tabor

Kana Galilejska tuż obok Nazaretu: kościół Cudu w Kanie oraz stągwie na wino z czasów Pana Jezusa

I jeszcze jedno. Ludzie są tu wyjatkowej urody - zwlaszcza mlode kobiety. Palestynki o regularnych rysach, ksztaltnych glowach, pieknych oczach, zmyslowych ustach i kuszacych ksztaltach... Gdyby nie gloszace wstrzemiezliwosc religie Ksiegi, ludzie tutaj mieliby chyba szczegolna sklonnosc ku uciechom ciala. Tak było pewnie w czasach Sodomy i Gomory, w epoce kultu Bogini i rozpasanych bozkow. Piekna ziemia, piekni ludzie i ich kultura, ktora poprzez ograniczenia ksztaltuje ich charakter - uszlachetnia go. Dla przybysza z zachodniego swiata powszechnej golizny i rozpasania Ziemia Swieta jest istotna odmiana.

Palestyńczycy: kierowca Maurice z synkiem Pascuale oraz dziewczynka sprzedająca pocztówki w Kanie

Ach, zapomnialbym... Po arabsku 'Czesc' to Marhaba, 'Dziekuje' to Shukran, a 'Prosze' to Afuan.

Dzień 4
Niedziela, 3 lutego 2008

Pobudka o 6.00. Wczesnie ale jasne niebo już rozswietlone promieniami przebudzonego niedawno slonca. Sniadanie o 7.00, a o 7.30 wyjazd (tak wedlug planu - w rzeczywistosci opoznil sie o kwadrans). Dzis bogaty program. Zaczynamy od swietej Gory Karmel. Modlitwa w autobusie, za oknami zielen wiosennej Galilei. Niebo bezchmurne, lekka mgla. Ksiadz Adam, nasz przewodnik, opowiada o warunkach fizjograficznych Izraela. Dowiadujemy sie o klimacie Ziemi Swietej, o zyznosci lub jalowosci roznych regionow tej krainy, o trzykrotnych w ciagu roku zbiorach plonow na galilejskich uprawach, o kapilarnym sposobie podlewania pol. Ogladamy przez okna sady pomaranczowe i cytrynowe. Hoduje sie tu owoc pomelo (mutacje grejfruta), plantacje bananow, daktyli, awokado, oliwki, orzeszki ziemne ale tez jablka golanskie, gruszki... Izrael jest zywnosciowo samowystarczalny. Rolnictwo rozwija sie szczególnie w socjalistycznych kibucach - spoldzielniach rolnych. A jakie hodowle? W zwiazku z prawami religijnymi nie hoduje sie swin (ponoc tylko jeden kibuc specjalizuje sie w produkcji wieprzowiny). Za to powszechne są tu hodowle bydla, owiec. Są wielblady, osly i inne zwierzeta typowe dla tej szerokosci geograficznej. Lasy zajmuja tylko 6% powierzchni. To glownie lasy sosnowe.

Hajfa z wysokości Góry Karmel; wnętrze karmelitańskiego kościoła Stella Maris

Świątynia bahaistów w Hajfie

Rolnictwo dostarcza jednak tylko 3% PKB. Glownym zrodlem dochodu są uslugi, szczególnie w sektorze turystycznym. Ksiadz opowiada tez o przemysle wojskowym.

Refleksja na temat moich turystow. Po raz trzeci mam okazje sluzyc swoja praca polskim emigrantom. Emigracja to trudne doswiadczenie i chyba odbija sie ono na ludzkich postawach. Cicha wiekszosc to przemili ludzie. W czasie takiej pielgrzymki, wsrod takich trudow (gorsze niż w Europie hotele, wczesne budzenie, inna kuchnia) wychodza wszystkie lepsze i gorsze strony ludzkich charakterow. Jest wieksza niż zazwyczaj grupa malkontentow. Niestety ci ludzie są najglosniejsi i najbardziej widoczni. Szkoda, ze w miejsce radosci z pobytu na ziemi, po ktorej kroczyl nasz Pan, wybieraja konfrontacje, snucie teorii spiskowych (np. na temat ilosci ludzi, którzy jada na pielgrzymke na ich koszt), narzekania mniej lub bardziej sluszne (słuszne dotyczą np. usterek w hotelu). Szkoda mi tych ludzi. Nie zaczerpna oni w pelni z bogactw pielgrzymowania. Do tego pojawia sie niestety cos, co czasami slyszalem od emigrantow: zlosliwosci wobec Polski, podle slowa o polnische Wirtschaft... Wybierasz tanie polskie biuro podrozy? Jeżeli masz uprzedzenia jedz z niemieckim. Będzie drozej, ale być może trudniej będzie sie zawiesc? Masz pretensje do polskiego biura? Nie uogolniaj na cala Polske. Poszukaj zrodla problemu bez zlosliwosci. Jak widać, praca przewodnika to nie tylko sam miód...

Dojezdzamy do milionowej Hajfy. Kierujemy sie do Karmelu. Ks. Adam opowiada dzieje Eliasza. Hajfa z okien autokaru jawi sie jak zatloczone miasto na wzgorzach: wysokie bloki mieszkalne, gesta zabudowa, domy w kolorze okolicznych skal, kamieni, piasku. Duzy ruch na ulicach (dzis niedziela - w zydowskim Izraelu Dzień pracy po wolnej sobocie-szabasie). Z przerazeniem patrzymy na ewolucje drogowe kierowcy-pirata. Wjezdzamy do starej Hajfy, ale już obok niskiej zabudowy pojawiaja sie nowoczesne biurowce. Przewodnik opowiada o nastepcach Eliasza - eremitach i zakonnikach, karmelitanach. Dowiadujemy sie o tytule Maryi - Stella Maris 'Gwiazda Morza', o szkaplerzu, o etymologii nazwy Karmel 'Winnica Boza'. Ksiadz wprowadza nas w tematyke karmelitanskiego klasztoru Stella Maris. Pielgrzymi intonuja piesn "Kimze jest ten czlowiek, ktory przychodzi z Galilei?". Mijamy kolonie niemieckich Templarow (osadników protestanckich), przed nami swiatynia bahaistow. W Hajfie jest ich swiatowe centrum. Piekna rotunda z kopula malowniczo polozona na wzgorzu. Wspinamy sie na gore Karmel. Spiew pielgrzymow, w dole widok Morza Srodziemnego. Port, plaze, dachy domow.

Odwiedzamy kosciol Stella Maris, ktory w swoim zabytkowym wnetrzu kryje Grote Eliasza. Zaczyna sie msza po filipinsku. Muzyka gitary, spiew, blask swiec, prostota karmelitanska. Potem odwiedziny w punkcie widokowym kolo Obserwatorium Sw. Franciszka. Tam ksiadz Jan czyta fragmenty Pisma o Eliaszu i jego czynach na Karmelu.

Po odwiedzinach w ogrodach Swiatyni Bahaizmu (szczegolowa kontrola, niezwykle widoki) ruszamy dalej. Rozaniec spiewany w autokarze. Zadziwia bujna przyroda. Wzgorza na poludnie od Hajfy porosniete są gestym lasem. Zielen w blasku slonca. Ciepelko od szyby autokaru. Jedziemy wglab Galilei, w kierunku Jeziora Genezaret, ku ojczyznie Apostolow. Krajobraz sie zmienia. Lagodne wzgorza, skaly, drzewka oliwne w rownych rzedach, rzadkie osiedla. Modlitwa plynie, serce sie uspokaja, intencje dotycza pokoju w naszej grupie. Po rozancu Litania do Matki Bozej. Drogi w Izraelu są bardzo dobre. Kraj wyglada na zasobny. Dobre samochody. Z wyjatkami kierowcy jezdza dobrze. Nasz Maurice jest znakomitym szoferem. Duze odleglosci mijamy w sprawnym tempie. Doliny Galilei przyciagaja zielenia. Widac jednak skaliste, pozbawione wody szczyty gor. Woda w Izraelu to zawsze była sprawa problematyczna. Zielen to pozory. Systemy irydacyjne i nawadniajace wspomagaja te pragnaca zawsze wody ziemie. Droga mija z piesnia na ustach. Zwracamy uwage na militarna mobilizacje obywateli. Chlopcy i dziewczeta w mundurach izraelskiej armii. Patrole policji. Zolnierze, urzednicy graniczni, policja - obie plcie, bardzo mlody wiek. Wedrujemy sladami Pana Jezusa i jego Apostolow. Odwiedzamy przede wszystkim miejsca katolickie. Ale na pewno ciekawa by była pielgrzymka drogami prawoslawnymi. Chciałbym tez poznac Ziemie Swieta oczami zyda lub muzulmanina. Na zwiedzanie tego niewielkiego kraju można by było przeznaczyc zycie...

Krajobraz sie zmienia. Wielkie doliny, falujace wzgorza. Przed nami Jezioro Genezaret. Jego ksztalt kojarzy sie z harfa. Stad hebrajska nazwa. Ten znany z Ewangelii akwen ma 23 km dlugosci i lezy w depresji. Nazywano go tez Morzem, Morzem Tyberiadzkim.

Przejezdzamy przez Migdal. Stad pochodzila Maria Magdalena. Hebr. migdal to 'wieza'. Chodzi zapewne o murowana konstrukcje do wedzenia ryb.

Plantacje bananow. Smaczne owoce rosna w workach zawieszonych na bananowcach. Skaliste wzgorza. Widoki w poludniowej mgielce. Przed nami Wzgorze Blogoslawienstw, gdzie będzie nasza msza niedzielna. Jezioro pieknie odbija sloneczny blask. Tabgha - parkujemy i idziemy do kosciolka Prymatu sw. Piotra. Tam wsrod wielu innych grup dochodzimy do miejsca, w którym Pan powolal pierwszych Apostolow. Spotykam grupe z mojej rodzimej Diecezji Sosnowieckiej. Podbiega pani Irena, nasza wieloletnia siostra pielgrzymkowa z Duszpasterstwa Akademickiego. Trzeba pojechac do Ziemi Swietej, żeby znowu sie spotkac?

Tabga to nazwa pochodzaca od formy greckiej, ktora oznaczala 'Siedem Zrodel'. Miejsce jest obowiazkowym punktem podczas papieskich wizyt. Są akcenty polskie: mozaika z postacia Jana Pawla II oraz drzwi do kosciola ufundowane przez Bractwo Kurkowe z Krakowa.


Wnętrze kościółka Prymatu św. Piotra z kamieniami tzw. Mensa Christi ('Stół Chrystusa); rybak na jeziorze Genezaret

Widok jeziora Genezaret z miejsca, w którym Pan powołał św. Piotra (widać kłębowisko ryb); franciszkanin Gerard

Stoimy w polowej kaplicy pod zadaszeniem. Nasi kaplani czytaja Slowo Boze zwiazane z tym miejscem. Idziemy do kosciola i na brzeg jeziora. Spotkanie z przesympatycznym franciszkaninem Gerardem. Obserowanie lawicy ryb i rybaka samotnie lowiacego z prostej lodzi. W kosciele tzw. Stol Panski, czyli miejsce na którym Pan blogoslawil i dzielil chleb podczas pierwszego spotkania z Apostolami. Jedziemy do Kafarnaum.

Wsrod antycznych pozostalosci osady, w ktorej mieszkal Kefas i jego rybacy docieramy do kosciola nad resztkami domu Piotra. Potem odwiedzamy dobrze zachowane ruiny kafarnaumskiej synagogi. W niej nauczal Pan Jezus. Tam tez nasi kaplani czytaja na glos wlasciwy fragment Ewangelii. Potem ruszamy do restauracji na tzw. rybe sw. Piotra. Ladny lokal, palestynska muzyka, mila obsluga. Oczywiście musza być problemy... Czesc ludzi chce tylko kawe. Kelnerzy namawiaja na rybe, kreca nosami. Male zamieszanie. Nasz kierowca zaprasza mnie i ksiedza do oddzielnego stolika. Czuje spiekote na twarzy. Slonce chyba zlapalo dzisiaj wszystkich.


Wnętrze kościoła nad domem św. Piotra; ruiny synagogi w Kafarnaum; piękna scena Ukrzyżowania w kościele św. Piotra

Wyjasnia sie powoli sprawa nieporozumien finansowych. Biore na siebie kwestie napiwkow dla kierowcy, przewodnika i pracownikow hotelu. Ludzie chyba przyjeli to z ulga. Nie jestesmy przyzwyczajeni, ze pod koniec dnia wypada zostawic euro lub dwa tym, którzy sluzyli nam swoja uprzejmoscia.

Ryba wspaniala. Lagodny smak, mnostwo zdrowego rybiego tluszczu. Do tego uraczono nas kilkunastoma talerzykami z typowymi arabskimi przystawkami: salatkami, pomidorami, bardzo ostrymi zielonymi paprykami, owocami morza, oliwkami, sosami, kuskusem. Niespodziewane smaki. Ostre potrawy maja tu opinie leczniczych. Maurice tlumaczy nam, ze papryka zabija bakterie i wirusy. Na koniec pyszna kawa i swieze daktyle. Pychota. Z pelnymi brzuszkami ruszamy do autokaru.

Ryba św. Piotra i arabskie smakołyki

Choc jestesmy tu już kilka dni, wciaz nie dociera do mnie, ze oto spelnia sie marzenie mojego zycia. Przyjmuje wszystko intelektualnie, jednak nie potrafie sie zaangazowac uczuciowo. Teraz tu, na Gorze Blogoslawienstw, zaczynam powoli odczuwac te rzeczywistosc - te Rzeczywistosc. Odczuwac. "Czy potrafie cieszyc sie z tego, co jest trudne?" - pyta ksiadz Jan w swoim kazaniu. Trzeba szukac sensu w tym stanie ducha, z jakim tu przyjechalem. Trzezwy umysl, malo uczuc. Może to ma sens. Homilia biegnie dalej... Ksiadz zaprasza nas do gry wyobrazni. Ten sam widok z Gory Blogoslawienstw widzial Pan i jego sluchacze... Umieranie starego czlowieka, czyli pokonywanie wlasnej pychy, egoizmu, namietnosci, to proces bolesny - mowi ksiadz. Musi on mieć w perspektywie Boga. Wtedy ma sens. Tylko wtedy jest to umieranie droga do Boga.



Widok z Góry Błogosławieństw na Jezioro Genezaret; kościół na Górze Błogosławieństw

Ruszamy do przystani nad Jeziorem Genezaret. Ma tam czekac na nas lodz, ktora zabierze nas w 45-minutowy rejs. Celem jest Tyberiada. Niestety lodz sie spoznia. Ale jest dobrze. Czekamy na molo przystani. Niskie slonce rozsyla czarodziejski blask. W tym wieczornym swietle jezioro wyglada przepieknie. Spokojne wody, rybitwy pikujace z impetem w jeziorna ton, lagodne wzgorza wokół w delikatnej mgielce. Wszystko w barwach zieleni, modrosci, blekitu... Jakby rozmazane umaczanym w wodzie pedzlem.

Slonce barwi swiat cieplym pomaranczem. Na brzegu towarzyszy nam wesoly piesek. Wzbudzamy zainteresowanie kota. Pies i kot to w konsekwencji miedzygatunkowy konflikt. Z ubawieniem obserwujemy zaczajone na siebie zwierzeta.

Na niebie coraz wiecej rozu. My czekamy wciaz na lodz. Okazalo sie ze poprzednia grupa sie spoznila i przyplyna po nas z wiekszym opoznieniem. Ech, to w koncu Bliski Wschod a nie Szwajcaria.


Przystań nad Jeziorem Genezaret; Genezaret po zachodzie słońca; nasza barka

Godzina 17.00 - przybija duza drewniana barka. Wysiadaja spoznieni o godzine Amerykanie. W koncu stajemy na pokladzie solidnej zydowskiej lodzi. Jeden z marynarzy zawiesza polska flage. Z glosnikow - co za niespodzianka - rozlega sie polski hymn. Z usmiechem, z wyrazem niespodziewanego zachwytu wstajemy, stajemy na bacznosc... Spiewamy nasz narodowy hymn, potem spiewamy Barke. Ksiadz Adam czyta Ewangelie. Rejs to okazja do podziwiania wieczornych widokow Genezaret. Jest to tez okazja do wysluchania homilii-wykladu o biblijnym znaczeniu tego akwenu. Plona latarenki, pojawiaja sie dalekie swiatla Tyberiady. W koncu zaczynaja sie plasy przy muzyce zydowskiej. Shalom aleyhem, Balalayka i inne kawalki z zelaznego repertuaru kazdej hebrajskiej biesiady. W koncu, po niecalej godzinie docieramy do Tyberiady, miasta o charakterze turystycznym. Tam wsiadamy do autokaru, wracamy do hotelu. Ogloszenia, organizacja jutrzejszego dnia i w koncu kolacja: arabska zupa, a na drugie chleb pita, humus (rodzaj pasty z ciecierzycy), kuskus z ciecierzyca, goraca kukurydza, salatki i kurczak. Na deser pomarancze. O 20.30 tradycyjne spotkanie wieczorne: powtorka z calego dnia, sprawy organizacyjne i wspolna modlitwa. Koniec dnia, zamglony wzrok, a tu kolejny piekny dzień o krok...

C.D.N.

Komentarze