Lektury października


Nie nadążam ze zmienianiem listy lektur-w-czytaniu, która jest na pasku po lewej. A dużo ostatnio przeczytałem. Duże wrażenie zrobiła na mnie Niesamowita Słowiańszczyzna Marii Janion, szczególnie rozdziały "Sami sobie cudzy", "Słowiańszczyzna, szaleństwo i śmierć" oraz "Ruskie i polskie". Jestem jej wdzięczny za rozważania na temat upadku pogaństwa w Polsce X-XI wieku i za poszukiwania śladów misji cyrylo-metodiańskiej na ziemiach lechickich plemion. Bardzo mocną lekturą była też książka Ostatni poganie Pierre'a Chuvina. Wydawnictwo Czytelnik w serii "Pejzaże kultury" zaprezentowało nam dogłębne studium upadku kultury przedchrześcijańskiej w pokonstatnyńskim Imperium Rzymskim. Świetna jest "Kronika" - czyli część poświęcona dziejom, aktom prawnym, posunięciom Rzymu w "duszeniu" pogaństwa. Okrutny świat, który trudno nam zrozumieć. Ciekawy portret tego schyłkowego pogaństwa w części pt. "Portret". Obowiązkowa lektura dla tych, którzy wyobrażają sobie te wierzenia w wiekach IV-VI jako wyraz hedonizmu, cielesnych rozkoszy i dekadencji. Nie, nie! Poganie tego okresu nie podobaliby się wielu dzisiejszym neopoganom ze swoją ascezą, postami, poszukiwaniem mistyki i odrzuceniem rytuałów.

Próbowałem się też mierzyć z ukraińskim przekładem Hobbita (ukr. Гобіт). Kupiłem tę książkę we Lwowie i zakochałem się w jej formie od pierwszego wejrzenia. Edycja przewyższa polskie wydania. A i język jest chyba dobry, sam przekład wierny. Wiecie, że Ukraińcy, Ołena O'Lir - tłumaczka i zespół redaktorski, zadbali nawet o to, żeby runy na mapie Throra były zapisem języka ukraińskiego? Śliczna książka, fajna ozdoba tolkienowskiej kolekcji. I tylko żałuję, że w tej samej edycji nie kupiłem Władcy oraz Silmarillionu. Z tolkienaliów trafiła do mnie również (drogą rynku wtórnego, bo do samego wydawcy nie miałbym przyjemności zwracać się o przesłanie tomiku) książka z tzw. tolkienowskimi fanfikami (chodzi o opowiadania miłośników Tolkiena, które są apokryfami Śródziemia), pisanymi przez polskich autorów. Bardzo ładnie wydana książka pt. Inne umysły, serca i dłonie (Antologia tekstów i ilustracji inspirowanych twórczością J.R.R. Tolkiena). Fajny pomysł, brawo za realizację. Będzie to ciekawostka w mojej kolekcji, ale same opowiadania nie wciągają tak, żeby chciało się ten tomik przeczytać od deski do deski.

Co innego dwie lektury przypomnieniowe, z rodzinnego archiwum. W tych mglistych, czasem deszczowych dniach października wróciłem do dawno nie podejmowanej przeze mnie książki Pamiętniki nauczycieli z obozów i więzień hitlerowskich (1939-1945). W 1959 r. Związek Nauczycielstwa Polskiego rozpisał konkurs na wspomnienia z obozów zagłady. Brat mojej babci, wujek-dziadek Jan Dziopek (numer obozowy 5636 w KL Auschwitz), nauczyciel i działacz harcerski z Gorlic, został w tym konkursie nagrodzony drugim miejscem za długą opowieść pt. "Walka o życie". Kilkakrotnie czytałem już jego wspomnienia (sama książka to ponure tomisko z dedykacją dla mojej babci, mamy ojca, Heleny - piękna kaligrafia wyuczona jeszcze w cesarsko-królewskim gimnazjum nauczycielskim). Najwcześniej w 8-9 roku mojego życia. Ta szczegółowa relacja jest częścią mojej duszy. Wujek był więźniem niemieckich oprawców od 21 sierpnia 1940 r. do 3 maja 1945 r.! Przeżył Auschwitz, "marsz śmierci" w styczniu 1945 (z relacji wynika, że szedł dość blisko Katowic, gdzie mieszkała wtedy część mojej rodziny od strony mamy - tamci wówczas z obawą oczekiwali powrotu dziadka Jerzego, który walczył wtedy w Kriegsmarine...), obozy koncentracyjne z Mauthausen i w Melku oraz obóz w Ebensee. To była prawdziwa walka o życie. Wujek miał w tamtym czasie ponad... 5o lat! Żył jeszcze wiele lat po wojnie dochodząc do dziewięćdziesiątki. Żelazny człowiek. Podczas tej lektury przypomniało mi się, dlaczego Tolkien kojarzy mi się tak rodzinnie... Wujek Jan stworzył w młodości własny alfabet, którym korespondował ze swoją narzeczoną. Tym alfabetem spisywał własną kronikę obozową w Auschwitz (te notatki zostały mu skonfiskowane w Mauthausen). To dlatego miałem w pamięci już od dzieciństwa pewne skojarzenia z Tolkienem, który też od młodości tworzył własne alfabety! Z rozpędu przeczytałem inne jeszcze wspomnienia wujka Jana - Między dawnymi a nowymi czasy. Kolejna praca konkursowa emerytowanego nauczyciela. Świetne źródło wiedzy o dziejach naszej rodziny w czasach austro-węgierskich, a także przyczynek do dziejów Rzeszowszczyzny. Wiem, że tę książeczkę niedawno chyba wznowiono.

Zaglądałem też w tym miesiącu do książek Symbolika świątyni chrześcijańskiej Jeana Hani, do Sarmatów Tadeusza Sulimirskiego i do Kolonizacji niemieckiej i na prawie niemieckim w średniowiecznych Czechach i na Morawach w świetle historiografii niejakiej Doroty Leśniewskiej.

A teraz leżą przede mną kolejne książki, na które mam wielką chrapkę. Przede wszystkim Wprowadzenie w chrześcijaństwo Josepha Ratzingera (dawna kopia tej książki bez świetnego wstępu z roku 2000 została w pociągu relacji Lwów-Symferopol razem z Repetytorium języka rosyjskiego). Czeka mnie ponowna lektura tej arcyciekawej książki (lektura bardzo potrzebna, zwłaszcza, że wychodzę właśnie z jednej z "ciemnych dolin" mojego życia). Mam też trzy dobrze się zapowiadające książki Gilberta K. Chestertona: Człowiek, który był czwartkiem, Przygody księdza Browna i Kula i krzyż.

Komentarze

  1. Zacna lista. Ze swojej strony polecam do lektury "Teologię Mistyczną Kościoła Wschodniego" Włodzimierza N. Łosskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. szczęśliwi, którzy mają czas (i siły), by czytać. :P

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz