Dyrdowie i ich tajemniczy język

Nasz genetyczny ród: Derdzińscy, Dyrdowie, Tolkienowie, Skłodowscy
(patrz koniec wpisu)

Rok 2021 to był rok ciekawych odkryć genealogicznych i genetycznych. Po raz pierwszy w życiu w tym właśnie roku odwiedziłem też wieś moich patrylinearnych korzeni, Budy Łańcuckie między Łańcutem i Przeworskiem, gdzie żyli w XVIII wieku moi przodkowie - wiejscy tkacze Dyrdowie, a być może wcześniej leśni budnicy Dyrdowie, wywodzący się albo w XVI-XVII wieku, albo dużo wcześniej z ziem Bałtów na północy. Pamiętajmy, że Polacy na Rusi Czerwonej, czyli także na Ziemi Przemyskiej, nazywani byli Mazurami. Mazurzy, czyli Mazowszanie to często spolonizowani i schrystianizowani Jaćwingowie i Prusowie. Nazwisko Mazur jest najbardziej popularne właśnie na Podkarpaciu.

Oto filmik z mojego tryumfalnego wjazdu do Bud Łańcuckich po Wszystkich Świętych 2021 (przy okazji odwiedzin w Łańcucie na grobie dziadków - Edwarda i Heleny Derdzińskich - odwiedziłem też Budy Łańcuckie, Przeworsk, gdzie żył mój praprapradziadek Marcin Derdziński, tkacz oraz parafię Nowosielce, gdzie w XVIII w. chrzcili się moi przodkowie):

Z Bud Łańcuckich i ich okolic mam ciekawą dokumentację fotograficzną. Odbyłem też kilka ciekawych rozmów, w tym z księdzem proboszczem w Nowosielcach oraz bardzo miłym panem, sąsiadem Dyrdów z Bud Łańcuckich. Tak dotarła do mnie niezwykła informacja. Według mojego informatora Dyrdowie posiadali swój własny język! Niezrozumiały dla innych. Pan z Bud określił, że było to jakby mówili od tyłu...

Okolice Bud Łańcuckich - fot. R. Derdziński

Kojarzy mi się to z historią, jaką opowiedział mi mój dobry kolega, Glabis Niktorius, który na co dzień praktykuje pruski styl życia i używa zrekonstruowanej mowy Prusów. Glabis napisał: 

Raz w latach 70-tych odbyła się w Wilnie konferencja językowa. I przyszedł jakiś człowiek, który w czasie działań wojennych był tłumaczem. Opowiedział swoją historię. Pewnego razu w 1945 roku przybył z dwoma-trzema żołnierzami do jakiegoś odległego natangijskiego (czy warmińskiego) būrwalkan (prus. 'gospodarstwa') I poprosili o nocleg. Właścicielami było tam dwóch braci. Pracowali aż do zmroku. A ten tłumacz wojenny nie mógł spać i wyszedł zapalić. I zobaczył, że ci dwaj bracia zakończyli swoją pracę. Więc przez jakiś czas tłumacz wojenny po prostu pozostawał w mroku i chciał posłuchać rozmów braci. I oni rozmawiali. Nagle tłumacz wojenny zdał sobie sprawę, że nie rozumie ich języka. Znał niemiecki, litewski, polski, białoruski, rosyjski i niektóre dialekty. Ale tutaj został i naprawdę nie mógł zrozumieć, w jakim języku rozmawiają. Rano zapytał ich, w jakim języku rozmawiają w nocy. A bracia powiedzieli, że to po litewsku. Ale tłumacz powiedział, że w 100% nie był to litewski. Więc na tej konferencji powiedział, że jest pewien, że to mowa pruska. Po wojnie pomyślał o tej sprawie. I był pod wrażeniem. Przyjrzał się więc ówczesnym badaniom pruskim. I powiedział, że bardzo duże prawdopodobieństwo, że pruskie były używane w jakimś bardzo odległym folwarku, gdzie nie było zbyt wielu kontaktów z innymi wsiami.

Czy jest możliwe, że Dyrdowie przechowali w Budach swój pierwotny bałtyjski język? A może używali tylko rodzinnego szyfru? 

Co ciekawe, Dyrdowie z Bud Łańcuckich, moi krewni, z którymi łączą mnie wspólni przodkowie, wyróżniają się też "północnym" wyglądem (widać to choćby u mojego dalekiego kuzyna, Zygmunta Derdzińskiego, oraz u moich wujków - może też u mnie?). Napisał do mnie daleki kuzyn Dyrda, który wywodzi się także z Bud Łańcuckich. Oto fragment jego listu:

Z ogromnym zaciekawieniem śledzę to, co Pan robi - w ostatnią Wigilię razem z braćmi czytaliśmy, któryś z Pańskich wpisów, zastanawiając się, czy może my też mamy przodków wśród Wikingów (mój Tato uwielbiał białą broń i historię wszelkiej maści bitew, wojen i wojowników). Co wydało nam się znaczące, to to, że od strony Dyrdów wszyscy są wysocy i mają rysy "nordyczne" z wąskimi długimi nosami i pociągłymi twarzami (ja sam odziedziczyłem zdecydowanie tatarskie geny przodków mojej mamy). Interesująco się to wszystko czyta i nawet postanowiliśmy w jakimś nie najdalszym czasie zrobić testy genetyczne.

Bardzo pozdrawiam mojego kuzyna Norberta i zachęcam wszystkich zainteresowanych Dyrdów i Derdów (a także Derdzińskich i Dyrdzińskich) do testów genetycznych - najlepiej do pełnego sekwencjonowania, tzw. Big Y-700 na FamilyTreeDNA (tu link), albo choć do tańszego 23andMe (tu link - warto poczekać na promocje, gdy test kosztuje około 79 USD).

Testy warto robić - dzięki temu, że przetestowało się dwoje Derdzińskich z nieznanych mi linii odkryłem, że mam w Gdańsku przemiłą kuzynkę, Agnieszkę, której przodek przybył prawdopodobnie z Przeworska pod Szamotuły w Wielkopolsce na pocz. XIX w. (w czasie wojen napoleońskich?). Mamy wspólnego prapraprapradziadka, czyli prawdopodobnie Wojciecha Dyrdę z Bud Łańcuckich, którego synowie, Józef, Antoni, Mateusz i Marcin, zostali tkaczami i mieszczanami w Przeworsku i zmienili nazwisko na Dyrdziński oraz Derdziński, a potem ich potomstwo rozproszyło się w związku z kryzysem przemysłu tkackiego.

Test zrobił też Marek Derdziński, którego przodkowie pochodzą z Bydgoszczy. I tu ciekawa sprawa - okazało się, że Marek należy do zupełnie odrębnego rodu, innych Derdzińskich. Gdy nasza linia ojcowska to R1a-Y42738, to jego R-L1029. Derdzińscy Marka wywodzą się zapewne od Prasłowian (moi Derdzińscy od Prabałtów). Derdzińscy Marka są mocniej spokrewnieni z rodami na Kujawach i Kaszubach. Najprawdopodobniej docelowa haplogrupa rodowej linii ojcowskiej Marka to R1a-YP593 (patrz tutaj).

I jeszcze ciekawostka, która może się przydać, gdy badamy ewentualne leśne, budnickie korzenie Derdzińskich-Dyrdów (więcej o budnikach tutaj). Według etymologa Borysia słowo dyrda wywodzi się od 'drzeć, rwać' (w macedońskim drda to 'rżnąć, ciąć czymś tępym'). Inne znaczenia są wtórne (por. Wiesław Boryś, Słownik etymologiczny języka polskiego, str. 137):

Zdzieranie kory, darcie łyka itp. to czynności typowe dla dawnych leśnych budników. Więc nazwisko pasuje do profesji przodków.

A czy wiecie, że w końcu mamy wyniki terminalnego SNP (Y-DNA) rodu Skłodowskich, który wywodzi się od Prusa Sklodo? Ich wynik to R1a-FTA59271. Skłodowscy to genetyczni kuzyni Derdzińskich, Tolkienów, a także Nienałtowskich, Radziwiłłowiczów, Strzałkowskich, Przeździeckich, Mazurowów (Rosja), Długołęckich, Ermisów i Maternów z Prus, a także kolegów z Norwegii, Finlandii, Węgier, Białorusi itd. Wszyscy wywodzimy się najprawdopodobniej od Prabałta kultury kurhanów zachodniobałtyjskich, u którego zaszła mutacja R1a-YP350. Więcej piszę o tym tutaj (patrz też pierwsza grafika w tym wpisie).

Komentarze

  1. Kailis!
    Uwielbiam te prusko-jaćwieskie wątki na obu blogach!
    Temat tajemniczego języka to bardzo ciekawy wątek. Ojciec często powtarza, że jego dziadek mówił językiem którego dzisiaj już nikt by nie rozumiał i że był to język jaćwieski właśnie. Niestety nie ma już w pamięci żadnych słów z tej dziwnej mowy. Jestem skłonny wierzyć w to. Moja babcia a mama mojego taty zawsze pytała np.: "sila Ci zupy nasypać?", mleko dawała do picia w "krucyku", jabłka kroiła "kozikiem", przytakiwała mowiąc "jo" lub "ano jo". Wszystko to było okraszone bardzo silnym mazurzeniem.
    Niewiem czy były to jakieś naleciałości mazurskie, kurpiowskie, czy litewskie. W każdym razie mam to szczęście, że rodzina od pokoleń żyła w obrębie jednej parafii i mam udokumentowaną ich tam bytność co najmniej do 1809roku. Jest to parafia leżąca na pograniczu Suwalszczyzny i Mazur. Same moje nazwisko ma pochodzenie bałtyckie - litewskie a może właśnie jaćwiesko-pruskie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo bardzo to ciekawe! Właśnie zamówiłem książkę "Jaćwięgi są wśród nas". A jak brzmi Twoje nazwisko? Może wolisz napisać o tym na privie? - derdzinski(at)gmail(dot)com

      Usuń

Prześlij komentarz